The Finals - prolog.
4
Dzielnica Ridgewood
w Nowym Jorku jest niepisaną historyczną granicą pomiędzy dwoma obszarami -
oddziela od siebie Brooklyn i Queens. Na wschodzie Jamaica, gdzie po ulicach
biegał za młodu Lamar Odom i przede wszystkim Rafer Alston. Gdzieś na południu
Cypress Hills i nie ma to nic wspólnego z 'Hello, my name is doctor Greenthumb'.
Od zachodu Ridgewood sąsiaduje z Williamsburgiem i nieco dalej polskim
Greenpointem. Może dlatego Phil, u którego za pomocą couchsurfingu udało mi się
znaleźć sofę na pierwsze dwa dni pobytu w Nowym Jorku, okazał się Polakiem?
Poza Philem w Ridgewood rezydował swego czasu węgierski magik – Harry Houdini. Klatki, łańcuchy, basen z wodą i jeden gościu, który na golasa robił wszystko
by się z nich wydostać.
Tym razem bez
luster, bez dymu, lecz także w pojedynkę postaram się dokonać nie lada wyczynu.
Postaram się być na każdym meczu Finałów NBA, na żywo, w hali. Nie sponsorowany
przez nikogo, bez akredytacji, kupując bilety na własną rękę i samodzielnie
planując całą podróż stanę przed możliwością spełnienia największego życiowego
marzenia. Przelatując z miasta pierwszego finalisty do drugiego na przestrzeni
20 dni zobacze maksymalnie siedem spotkań na żywo. A dodatkowo postaram się wszystko opisać na
łamach bloga, z dokładną kalkulacją kosztów. Nie po to by liczyć na rozgłos,
czy chwalić się posiadaną gotówką, lecz by udowodnić zdecydowanej większości
ludzi, że pogoń za marzeniami potrafi być bezcenna i półroczne wyrzeczenie się
przyjemności można przerodzić w coś o wiele piękniejszego, niż kolejny remont
mieszkania. Moja podróż ma być inspiracją, pobudzającym bodźcem i reklamą
Mastercard. Nie znajdziesz tutaj wyszukanych statystyk, fachowej analizy
poszczególnych akcji, a dokładny wynik zejdzie na drugi plan. Możesz liczyć za
to na: garść ciekawostek związanych z otoczką Finałów, tym co dzieje się wokół
hali, jak najtaniej kupić bilet, jak Finały wyglądają z perspektywy zwykłego
zjadacza chleba, informacji na temat ceny hot-dogów w hali i o wszystkim tym,
co chciałbyś wiedzieć, a nie znając mnie wstydzisz się napisać maila.
Przez te pare
czerwcowych dni to koszykówka będzie w moim życiu najważniejsza. Będę spał,
jadł i żył koszykówką, dlatego eliminując ryzyko spędzenia czasu i rozmów z
jakimiś przypadkowymi osobami, szukając ludzi skłonnych mnie przenocować w San
Antonio, Memphis i Miami (tak, nie dopuszczam Indiany do Finałów, a wierzyłem
jeszcze wtedy w Memphis) wpisywałem w wyszukiwarce couchsurfingu dwa słowa
kluczowe – 'basketball' i 'NBA'. Znalazł się Thomas w San Antonio.
Zadeklarowany fan koszykówki, nie do końca rozumiejący, że ja naprawdę będę na
każdym meczu na żywo w hali. Inaczej nie chwalił by się swoim dużym
telewizorem, co nie? W Miami się nikt nie znalazł, dlatego bez spinki
przenocuję te pare dni w hostelu, a wolne od Finałów chwile przeleże na plaży
kończąc książkę o historii ligi lub spędzę na boisku.
Miał być z tego
dziennik, ale znając życie raz, drugi obudzę się 'wczorajszy' i pisać będzie mi
się chciało tak, jak wynosić śmieci, gdy poprosi mnie o to mama. Postaram się
by było często, ciekawie i nie do końca poważnie. Postaram się przede wszystkim
by było oryginalnie, bo według 'wujka google' będę pierwszym Polakiem, który tego
dokona. Mam nadzieję, że nie ostatnim i na kolejne Finały, za rok, pojedziemy
razem!
Powodzenia !!
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki !!!!!! oby tobie się udało być na każdym meczu!! Też marzy mi się taka podróż!!
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !
OdpowiedzUsuń