Żaroodporni.

1
wtorek, stycznia 22, 2013
W 2007 roku, wracajac po 15 miesiacach emigracji, znalazlem w jednej z bydgoskich gazet ogloszenie o rozgrywkach amatorskiej ligi koszykowki. Szybka akcja z szukaniem ludzi, zgloszenie skladu, jeszcze szybsza zrzutka, zakup strojow i 'Solec Kujawski' byl gotowy do walki. Sezon uplynal pod znakiem wiecznego proszenia sie co niektorych, by ruszyli dupe w niedzielne popoludnie na mecz i dosc spora liczba porazek... Nie potrafie przegrywac, co w polaczeniu z organizacyjnym bezladem nie zmotywowalo mnie do reaktywacji druzyny.

W sezonie ogorkowym zadzwonil telefon, usiedlismy do stolu, polala sie wodka, a wylozona propozycja przypadla mi do gustu. Przenioslem swoje talenty, podpisalem kontrakt, stalem sie 'Żaroodpornym'. O swojej nowej druzynie wiedzialem tyle, ze wygrali z nami jednym punktem, lubia i potrafia sie zabawic, pewnego goscia kojarzylem z liceum, spotykalem go najczesciej stojac ramie w ramie, lejac do pisuarow na 'czarnej srodzie', a drugiemu strasznie zazdroscilem uczesania. Zebym nie czul sie samotnie, za paczke gwozdzi, do mojego kontraktu dorzucilismy solecczanina o duzo bardziej krolewskim imieniu niz ja i tak oto, we wrzesniu moje zycie zaczelo zmierzac we wlasciwym kierunku.

Gralismy pelny 'ogien', bylismy najszybciej i najwiecej biegajaca druzyna w lidze... chyba, tez najgorzej broniaca... trafialismy na czolowki portali, bilans na poziomie 50% wygranych pozwalal do samego konca walczyc o awans do playoffs, a nawet, gdy na piec minut przed rozpoczeciem meczu mielismy tylko czterech gotowych do gry ludzi to nie wkradal sie niepokoj, bo kazdy wiedzial, ze nasz kapitan cos wymysli, jak chocby wtedy, gdy podzielil i zapisal sobie na karteczkach minuty gry poszczegolnych zawodnikow i skrzetnie sie tego w meczu trzymal. Organizacja byla przednia.

Jednak nie organizacja, ani wyniki byly dla mnie wtedy najwazniejsze. Stala sie nia przyjazn z dwoma innymi 'Żarami'! Spedzalismy ze soba mnostwo czasu, wspolnie pracujac, imprezujac, grajac na 'Orliku', wycinajac arbuzy, czy zarywajac nocki na Gersona. Zaczalem sie nawet czesac jak oni, a jak juz lalismy, to do jednego pisuaru. Po sezonie na ryby tez wybralismy sie wspolnie.


Od polowow nad zalewem koronwoskim minelo pare lat. Jeden pracowal w tym czasie w Warszawie i Lodzi. Drugi, sciagajac po pol roku trzeciego, wyemigrowal ponownie za chlebem na Wyspy. Ten pierwszy ma juz dziecko, jest zareczony. Drugi z trzecim opiekuja sie co najwyzej swoim padem do playstation. Od czasu zas, gdy wszystkimi opiekowal sie Bydgoski Nurt Basketu Amatorskiego, nie widzieli sie w trojke. W kosza wspolnie tez dawno nie grali.

Chyba zaczna, bo od soboty znow sa razem! Filip, siema!


1 komentarz: