Abrakadabra.

0
środa, kwietnia 24, 2013
Zbyszek siedzial w rogu, 'na glowie kaptur, wiesz trudny dzieciak', wygladal na skupionego. Ostatnie poprawki makijazu, kopniak w dupe na powodzenia i buziak od ukochanej. Wiedzial, jak ciezko jest wchodzic na scene jako ten drugi, po tak fantastycznym wystepie poprzednika. Opuszczajac garderobe wydawal sie gotowy. Dlugi, waski korytarz pokonal stanowczym krokiem. Mineli sie bez slowa, 'spotkali sie wzrokiem, pewnie z gory potraktowal go jak smiecia'. Wchodzac na scene podniosl zdeptana roze, wlozyl na szczescie do kieszeni. Nie wachal, znal jej zapach.

- Wiecie co Rumun robi na pulpicie?
...
- Grzebie w koszu!

Marny, suchy dowcip nie pomogl. Publicznosc przezywajac jeszcze wystep Marka nie dala sie porwac. Z biegiem czasu bylo juz tylko gorzej... Jesli zawodzi jakikolwiek 'bankier' o Zydach, a Simon Cowell wciska czerwony wielki guzik czas sie poddac i zejsc ze sceny pokonanym. Dobrze, ze chociaz ta fajna, ladna, slodka czarna wysluchala go do konca... Zbyszek obral trudna droge na szczyt. Postanowil pewnego dnia rzucic wszystko i zostac komikiem. Chcial zarabiac na zycie rozsmieszajac ludzi, zapominajac w pewnym momencie, ze to co bawi jego samego nie wszystkim musi wydawac sie smieszne. Nie zrazony opiniami rodzicow, na przekor wszystkiemu podrozowal po swiecie szukajac widowni, ktora go w pelni zrozumie i zaaprobuje, dajac poczucie wewnetrznej satysfakcji. Schodzac tego dnia ze sceny po raz kolejny czul sie przegrany, a jedynym co rozbawilo publicznosc byl uslizg na skorce po bananie, ktorych przeciez tak bardzo nie lubi...

- Kochanie wstawaj, zaraz zaczynaja! Przespales juz cala Indiane.- Zbyszek podnoszac glowe z mokrej od sliny poduszki czul sie skolowany. Na stole przed nim staly przygotowane przez Mariole sledziki po gizycku, a laptop byl juz podlaczony do telewizora. Popijajac swoj ulubiony sok pomidorowy, zabral sie za spozywanie rybki. Ginobili zabral sie za spozywanie Lakersow, a @kobebryant w tym czasie przeszedl twittera. Nagle pojawil sie on. W swoim kapeluszu Indiany Jonesa, z lassem w rece przemknal do kuchni. 'Abrakadabra to czary i magia, sekretem jest przepis na gumisiowy sok'. Sok z gornej polki, rozcienczony z przegotowana woda.

- Widzialas? To znowu on!
- Zibi musisz wiecej spac, jestes przemeczony. Nikogo tu nie ma, wiec daruj sobie te brednie o gosciu z twoich snow.

Zbyszek nie podjal dalszej dyskusji. Przezuwajac kolejnego gizyka zrobilo mu sie przykro. To nie byl sen. Byl kiedys taki czas, gdy napoj pomaranczowy sie nie konczyl, kieliszki byly dwa, telewizor jeden, a wschodzace slone rzucalo nad ranem parke cieni dwoch doroslych, jeszcze wtedy szczuplych mezczyzn, ktorzy zarwali kolejna nocke i jeden drugiemu nie musial tlumaczyc dlaczego Manu scigany jest przez Greenpeace, a Lance Stephenson wydawal sie zdziwiony na widok czarnego kibica w Indianapolis. Musisz wiecej spac, musisz wiecej spac. ZZZzzzzz... Mamba out!


0 komentarze: