Jeden zwykły dzień.

0
wtorek, kwietnia 16, 2013
Marek pospiesznie zdjal krawat, zmienil garnitur na luzna bluze i spodnie ze sciagaczami u dolu, podwinal jedna z nogawek i po kolejnej ciezkiej nocy w pracy, wlaczajac mp3ke, wsiadl na rower by na swoim nisko opuszczonym siodelku pognac do domu. Byla 7 rano, a urocze Norwich dopiero budzilo sie ze snu. Tutaj, na wschodzie Anglii czas plynie nieco wolniej. Marek mijal kolejne znane mu widoki, przybil piatke z rozwozacym mleko Wlodkiem, uchylil czapke z daszkiem przejezdzajac obok znajomego rzeznika i goraco pozdrowil starsza pania ze stoiska z kwiatami. Przed oczami ukazywaly mu sie kolejno - dworzec autobusowy, boisko na ktorym spedzal cale wakacje, az wreszcie kosciol na rogu wlasnej ulicy. Sasiad z gory, somalijczyk, wlasnie odprowadzal swoje siedmioro dzieci do szkoly. Marek zbil piatke z kazdym z nich. Lubi te wesola gromadke. A potem... 'Zamek, klucz, w myslach widzial ja w majtkach. Lezy jak lezala, od osmiu godzin jest martwa.'

Przyjazn.

Lezala gdzies w rogu miedzy wydajacymi ostry zapach znoszonymi skarpetami, stosem winyli i maszyna do pisania. Znajomi sie smieja, ze Marek pisze na niej bloga. On wie, ze dzieki niej bedzie jeszcze kiedys w zyciu szczesliwy. Czy istnieje szczescie bez przyjazni?

Odslaniajac po raz pierwszy od pieciu miesiecy zaluzje w swoim pokoju Marek usiadl na lozku. Wyjal z kieszeni opakowanie i 'zapalil gUpa'. Papierosow nie lubi. Wypuszczajac z ust coraz to nowsze przemyslenia dumal nad swoim zyciem, az w koncu ironicznie sie usmiechnal. Stanal przed lustrem i bedac zadowolonym z wlasnego charakteru zaczal samemu sobie bic brawo. Oklaskom nie bylo konca, bis za bisem, uklony, buziaki, a ktos z widowni rzucil roze. Marek podnoszac przystawil ja do nosa, chcial poczuc jej won. Zapach ludzkiej glupoty, nieumiejetnosci przyznania sie do bledu i nie wiadomo skad bioracy sie brak szacunku do drugiej osoby zaszumial mu w mozgu. Szybko odstawil kwiat sprzed twarzy, by jak najpredzej go zdeptac. Ponownie spojrzal w lustro, lecz mimo, ze nie widzial w nim juz tego samego, dobrego, cieplego czlowieka, nie przestajac sie oszukiwac, ponownie zaczal bic brawo...

Markowi przypomnial sie wczorajszy telefon od swojej siostry Moniki. Wyczuwajac niebezpieczenstwo, chciala sie upewnic czy wszystko gra. Blizniaki tak maja.

- Siema, nadal zyje, nie mam zmartwien. Nie mam tez, z wlasnej nieprzymuszonej woli, przyjaciol.

Schodzac ze sceny Marek nadal slyszal brawa, a glosne okrzyki 'encore' dawaly mu do zrozumienia, ze porzucajac wlasne dzieciece marzenia, mimo wszystko, nie popelnil bledu decydujac sie na role w tym mrocznym przedstawieniu...


0 komentarze: