Ostro i szybko.

0
czwartek, sierpnia 01, 2013
Gdy na początku czerwca w Miami, w hostelu, gdzie się zatrzymywałem, całkiem przypadkowo wpadła mi w rękę lokalna gazeta z Dennisem Rodmanem na okładce niemal od razu pomyślałem o swoim przyjacielu Adamie. Poszedłem na plaże i przeczytałem artykuł - o tym, jak to niczego nie świadomy Dennis pojechał do Korei Południowej, gdzie bzykał skośnookie panienki i pił za darmo wódkę, a po powrocie powiedział za dużo miłych słów o koreańskim reżimie i stał się kozłem ofiarnym amerykańskiej opinii publicznej - jednym tchem, mimo, iż napisany był dość trudnym angielskim. Pomyślałem wtedy o przesiadującym w rzeszowskim Zakładzie Karnym, wyczekującym na rozpoczęcie swojej sprawy w sądzie Adamie, bo jest dla mnie podobnym dziwakiem, którego nigdy do końca nie potrafiłem zrozumieć, ale którego od zawsze niezwykle szanuję i szczerze lubię.

Nie ma w naszej znajomości większego włażenia w dupę. Znamy się od dziecka, wychowaliśmy na jednym osiedlu, a raczej na boisku. Nie poróżniły nas pieniądze, gdy pojawiły się w sporej ilości w życiu jednego z nas, ani ich brak, gdy parę lat temu w małym pokoiku przy Red Post Hill w londyńskiej dzielnicy Dulwich, żyliśmy kompletnie spłukani, jak zwierzęta. Zwierzęta z marzeniami, bo 19-letni Krzysztof, dzięki uprzejmości Chińczyków odnalazł w sieci program Sopcast podtrzymując swoje sny o byciu na Finałach NBA, a o cztery lata starszy Adam pisał swój program w języku Java na przemian z oglądaniem disney'owskich bajek o perypetiach Sknerusa McKwacza, powtarzając w kółko, że nadejdzie dzień, w którym porzucenie studiów na prestiżowej uczelni w Warszawie (ze względu na słaby poziom nauczania!), przyniesie finansowe El Dorado.

W momencie, gdy Adam odnalazł legendarną krainę w Ameryce Południowej, postawiono mu zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i usadzono tam, gdzie każda wizyta matki wzbudza łzy nawet u największych twardzieli. Gdy byłem mały i pokłóciłem się na osiedlu z młodszym bratem Adama o to, kto ma lepsze resoraki, ten nasyłał na mnie swojego brata. Siedziałem przez tydzień w domu, a jak pojawiałem się na ośce, to chowałem się po kątach. To był jedyny moment terroru i niebezpieczeństwa, jakiego doświadczyłem w otoczeniu wieloletniego przyjaciela. Jeśli Adam kierował jakąkolwiek zorganizowaną grupą przestępczą, to tylko wtedy, ze swoim bratem... uznając oczywiście, że dwójka ludzi to już grupa.

Człowiek, który wygrywa ogólnopolskie olimpiady matematyczne, skutkujące możliwością wyboru jakiejkolwiek uczelni wyższej w Polsce bez pisania dodatkowych testów, brzydzący się przemocą, stroniący od alkoholu i nie palący nigdy papierosa (jest nas dwóch!) nie może kierować zorganizowaną grupą przestępczą, bo jest zwyczajnie za inteligentny, by dzielić się z innymi tym, do czego w życiu doszedł dzięki własnej, ciężkiej pracy. Nie dziwi więc, że podczas kwietniowego zatrzymania agenci specjalni wzruszyli tylko ramionami wyrażając zdziwienie, gdy ujrzeli prostego, mieszkającego nadal z rodzicami, chłopaka w koszuli z żabotem i skarpetach nie do pary... Ojciec chrzestny na urlopie.

W niedziele, gdy to ja przyjechałem na długi urlop do Polski od razu wpadły mi w rękę pamiętniki Adama z ostatnich dwóch miesięcy. Zaczynają się od opowieści o Dennisie Rodmanie, największym idolu sportowym autora, który podobnie jak najlepiej zbierający w historii koszykówki, pragnie przeżyć swoje lata OSTRO I SZYBKO. To dlatego przesypując z nudów piasek między dłońmi na Florydzie w czerwcu, czytając artykuł o 'Robaku', pomyślałem o Adamie... podczas naszego ostatniego spotkania, ładując się do bagażnika, bo zbrakło dla mnie miejsca w samochodzie, usłyszałem od Adama bardzo miłe słowa. Zacytuję, przywłaszczając je sobie, bo podobnie jak Adam wtedy na Camden Town, tak i ja teraz 'nie myślałem, że to kiedyś powiem, ale stęskniłem się za Tobą' Staruszku!

W ramach prezentu za to, że po części poprzez realizacje własnych marzeń, dzięki Adamowi mój światopogląd ukształtował się za młodu w odpowiednią formę, a także nieco dla zabicia nudy i jako, że od Dennisa zaczęło się zarówno moje myślenie, jak i adamowskie zapiski przesłałem dziś do Rzeszowa najnowszą książkę o życiu Rodmana. Nic wielkiego, ale lepsze to, niż NYC.

A ty młody czytelniku pamiętaj, że w życiu, podobnie jak na boisku - najważniejszy jest, k*rwa, OGIEŃ!


0 komentarze: