Highlight.

0
piątek, marca 08, 2013
Za gowniarza mama wyslala mnie do osiedlowego sklepu po zakupy. 'Blaszak', jak sama nazwa wskazuje charakteryzowal sie solidna konstrukcja. Wchodzac przytrzasnalem sobie drzwiami dlon, stanalem pelny bolu w niemalej kolejce, dokonczylem zakupy, grzecznie pozegnalem pania Mariette, wyszedlem jak mezczyzna i rozpklakalem sie jak male dziecko. Palec najpierw porzadnie spuchl, potem paznokiec zrobil sie odpowiednio siny i czarny, az w koncu odpadl. Ani to smieszne, ani tragiczne, bo tak naprawde poza bolem i rykiem nic mi sie wtedy nie stalo.

Agnieszka 'ta trzecia' nie miala dzisiaj tyle szczescia. Poslizgnela sie na moscie, a palec od nogi wkrecil jej sie pomiedzy metalowe kratki, po czym... odjechala! Ja panika, 'ten drugi' ciagle powtarza, ze w tv widzial kiedys, jak w takich sytuacjach polewali woda kark, a ta trzecia wstaje niczym Endrju po ostatniej walce z Saleta, gramolnie, na miekkich nogach, po czym znow zjezdza na dol. Nie wytrwala liczenia. Ja jeszcze wieksza panika, Mlody nie daje za wygrana, znalazl kogos z woda. 'Juz mi lepiej' - ta, jasne... poniose Cie na lawke, pomyslalem.

Na szczescie znalazl sie ktos madry, do tego niezle spakowany, wytlumaczyl nam pol na migi, pol po portugalsku (TU NIKT NIE MOWI PO ANGIELSKU !), zeby Aga polozyla sie na glebie, a jej nogi znalazly sie powyzej poziomu serca. 'Pudzian', jak go potem nazwalismy, oblal tej trzeciej kark woda (ogladajcie dzieci telewizje - nie klamie), wyjal z plecaka cukier, a na koncu zostawil pare cukierkow do ssania i nakazal lezec dopoki kolory twarzy nie przybiora nieco zywszych barw. 'Pewnie czytal duzo Men's Healtha' - rzucil ktos z tylu. Whatever, wystarczylo, ze nam pomogl, dajac zarazem nauczke, ze te wszystkie opuszczone, kosztem srodowych treningow, lekcje przystosowania obronnego, mogly sie kiedys w zyciu przydac.

Nie pisalem nic wczesniej, bo nie bylo zbytnio o czym... Wyszlismy z domu po czwartej w sobote nad ranem; lot do Mediolanu; 5h stopover na miescie; czarni naganiacze na rynku (czy naprawde tylko w Polsce i Anglii nie ma w centrum nielegalnych imigrantow wciskajacych na chama tanie podrodbki znanych marek, jakies rzemyki na reke, smoki-piszczalki, czy ping pong show?); 14h lot z miedzyladowaniem we Frankfurcie; potem smieszne, zarazem znajome, stacje metra, juz w Sao Paulo - Tukur(u)vi, Ana Rosa oraz Luz; krotka drzemka na dworcu autobusowym i wreszcie 12h podroz mega wygodnym, aczkolwiek mega drogim autokarem sieci Catarinense do Florianopolis, miasteczka na poludnu Brazylii.

Na Ilha Santa Catarina pojechalismy sie wygrzac na dobry poczatek. Mialo byc piwko, sloneczko i dupeczki. Skonczylo sie tylko na piwku (na szczescie nie jednym), bo przez dwa dni lalo... tak, lalo, bo pada to w Londynie. 'Szybki pry, szybki sznic, szybka spierdolka' - i tak oto, podazajac za namowa Dioxa, znowu siedzimy w autokarze marki Marco Polo, tym razem majac przed soba 14h tulaczke do Foz do Iguacu. Kompleks katarakt Iguacu znajduje sie na granicy argetynsko-brazylijskiej, sklada sie z 275 indywidualnych wodospadow szerokich na wiecej niz 3km i wysokich na ponad 80m, co powoduje, ze sa szersze od tych Wiktorii, wyzsze od Niagary, a zarazem piekniejsze od obydwu.




Brazylijska strona jest dosc nudna, ogarnelismy ja w 3h, a zeby nie bylo za milo znow zaczelo lac... ponownie przez poltora dnia. Dopiero dzis cos sie ruszylo, pokazalo sie slonce, wybralismy sie do Argentyny. Pojawili sie tez backpackerzy, czytaj brzydkie niemko-skandynawki, francuzka zakochana parka, gosc z czarnymi skarpetami do bialych adidasow, wpadl tez jakis Australijczyk, bo ci sa wszedzie... Jezu! Jakim ja jestem hejterem! Czy naprawde tak ciezko wygladac normalnie i jezdzic po swiecie? Nienawidze ludzi, bede mial o tym wiecej po powrocie, bo co wyjazd to jest ze mna coraz gorzej...


Olalismy ich gestym, postrzelalismy fotki, spedzilismy milo dzien, pojawily sie jakies highlighty, wiec skad ten ponury nastroj? Szale goryczy przelala obsluga restauracji 'Pizza Mega', gdzie kelner najpierw nie potrafil zrozumiec, ze przed zamowieniem wolelibysmy spojrzec w menu, a potem, na wspole z innym zwirkiem, nie ogarneli, ze majac w nazwie lokalu PIZZA ktos z ulicy moze zechce ja zamowic... Nie broni ich nawet fakt, ze nie mowili po angielsku... Menu, pizza, cerveja, tres - gUpi by zrozumial. Ktos tak je*nal drzwiami, ze do teraz sie podobno trzesa.

Jutro Rio de Janeiro, a wlasciwie to za dwa dni, bo podroz trwa tutaj dluzej, anizeli wszedzie indziej. Dobrze, ze jest noc, czas na relaks, a jak noc i relaks, to komputer i NBA. O tym, ze bedac w podrozy mysle czesciej o koszykowce, niz o przezywaniu tego co jest na miejscu tez bede mial niedlugo wiecej. Nara.


0 komentarze: