Siemano Polska!

0
poniedziałek, maja 27, 2013
Na jezyku polskim w liceum dosc szybko wykombinowalismy z Mateuszem, ze pani Anna siadala z reguly na drugiej lawce i prowadzila lekcje dla wszystkich z pominieciem tych szczesliwcow, ktorym udalo sie usiasc na poczatku sali. Z konca przesiedlismy sie na poczatek, smiechu wbrew pozorom bylo nawet wiecej, a do tego zapewniajac sobie 45-minutowa pewnosc, ze nie zostaniemy wezwani do odpowiedzi moglismy w spokoju oddac sie tak waznym zajeciom jak ustalanie skladow do Hattricka, czy rozgrywac zawody w skladaniu dlugopisow na czas. Jak mozna sie domyslec z samych zajec nie pamietam za wiele, nie musialem przeczytac zadnej lektury, ani odrabiac prac domowych. Hajlajf. Pamietam jednak, ze kazda dobrze zbudowana rozprawka, artykul, czy post na blogu musi posiadac wstep, rozwiniecie i zakonczenie. Zatem wstep juz mamy z glowy.

Ladujac w sobotnie popoludnie w Bydgoszczy nie bylo tak wesolo jak podczas licealnej nauki ojczystego jezyka. Bynajmniej nie na siedzeniu po mojej prawej stronie. Facet siedzacy kolo mnie, przy oknie, byl grubo po 40-stce. Podczas samego lotu nie za bardzo zwracalem na niego uwage, na uszach mp3, na powiekach sen. Podchodzac do ladowania, bedac zmuszonym wylaczyc wszystkie urzadzenia elektryczne, zapinajac pasy, po raz pierwszy moglem sie mu lepiej przyjrzec. Umiesnione rece, grube dlonie, koszulka polo z krotkim rekawkiem wlozona w spodnie i charaktyrystyczny pasek z futeralem na telefon. Standard, pewnie pracuje na budowie. Gdy samolot znajdowal sie coraz nizej facet ów zaczal wydawac z siebie dziwne dzwieki. Pojawily sie lzy, a gdy przebilismy sie przez chmury i naszym oczom ukazaly sie bydgoskie Kapusciska nasz bohater kompletnie sie rozsypal. Szlochaniu nie bylo konca, a w pewnym momencie zaczalem sie martwic, ze swoimi wielkimi dlonmi wytrze sobie oczy az do krwi. Dlugo musial na tej budowie pracowac... Mnie tez dlugo tu nie bylo, prawie rok. Podczas ladowania nie bylo lez, na lotnisku obylo sie tez bez wzruszenia. Rodzice odwiedzili mnie niedawno w Londynie, wiec nie zdazylem na nowo zatesknic. Pojawilo sie natomiast szczescie, bo lubie ten moment powrotu do kraju.

Polska jest fajna, jest jedyna w swoim rodzaju. A na przestrzeni ostatnich trzech lat, przynajmniej z perspektywy emigranta, staje sie coraz piekniejsza. Wszedzie cos buduja, otwieraja sie nowe lokale, a wpadajac tu dwa razy w roku wszystko wydaje sie zywsze, ciekawsze i interesujace. Wiem, ze gdzies tam za tym wszystkim ludzie maja kupe problemow, pozaciagane kredyty, maz pije do upadlego, a na poczcie nadal siedzi ta stara menda, ktora odpowiadajac 'Dzien dobry' psuje ci pozostala czesc dnia, ale dla mnie ten tydzien spedzony w kraju jest bardzo pozytywnym zastrzykiem energii. Tymbardziej teraz, gdy wyjezdzam w ciemno do Stanow, spelniac swe marzenia. Bardzo mnie cieszy, ze swoja finalowa podroz marzen moge rozpoczac w kraju nad Wisla. Bardzo mnie cieszy, ze choc na tydzien moge przestac byc 'Chrisem', a ludzie na boisku (tak, gralem wczoraj w kosza!), w domu, czy na imprezie wolaja na mnie 'Krzysiu'. Przyjaciel Kubusia, kolega prosiaczka. I tak lepsze to niz wiejski glupek Krzychu, czy niezwykle stonowany i powazny Krzysztof. Ot, zwykly prosty chlopak, ktory spiac na podlodze w pokoju brata, na tydzien zapomina o bozym swiecie i delektujac sie przyrzadzonym przez mame 'leczo' czerpie pozytywne wibracje spotykajac sie ze znajomymi, rozmawiajac z przyjaciolmi i ogladajac z mlodsza siostra 'M jak Milosc'. Polska - 'nie pytaj mnie o Nią'!

Lawke za mna, na polskim, w liceum siedzial zawsze Przemek z Gosia. Gosie spotkalem ostatnio w sklepie spozywczym 'Bartek' w poludniowej czesci Londynu. Przemek na moj widok w sobote zdziwil sie rownie mocno, co na fakt, iz mimo calej licealnej glupawki i stopni dostatecznych, potrafie napisac rozbudowana wypowiedz skladajaca sie ze zdan wielokrotnie zlozonych. I podobno calkiem dobrze mi to idzie. To tyle w kwestii zakonczenia, co by pani Anna nie byla rozczarowana.


0 komentarze: