The Finals - Day 17.

0
poniedziałek, czerwca 17, 2013
Burza i wichura panująca w Dallas sparaliżowała lotnisko w San Antonio. Mój lot, jak i wszystkie pozostałe American Airlines z międzylądowaniem w krainie Marca Cubana, był opóźniony o trzy godziny. Pozwoliło mi to napisać poprzedni wpis, wynudzić się, dowiedzieć co słychać na arenach żużlowych i wymusić na liniach lotniczych ominięcie przystanku w Tampie, przesiadając się w Dallas na bezpośredni lot do Miami.

W kolejce do odprawy, bezpośrednio przede mną ktoś k*rwił jak szewc, miał słowiańską mordę i kapelusz kowbojski, który skutecznie zniechęcił mnie, by zagadać z pierwszymi spotkanymi rodakami poczas tej czerwcowej podróży. Szkoda, bo jeden z nich miał na sobie koszulkę Celtics, a drugi był na tyle wysoki, że na pewno grał kiedyś w kosza, co oznacza, że przyjechali do San Antonio na Finały. No, ale ten kapelusz? Jeśli czytasz - nie pozdrawiam...

Podchodząc do lądowania żarty się skończyły, a turbulencje i opóźniony lot pomogły wyobrazić, jak John McClane wskazuję nam pochodnią drogę na pasie startowym. Szkoda, że zamiast Holly 'pozostałam przy panieńskim' Genero ujrzałem stojące w przejściu stewardessy, śpiewające 'Anielski orszak niech Twą duszę przyjmie...'. Wkładając szybkim ruchem Sennheisery do uszu, rzucając oko na nadgarstek prawej ręki i zastanawiając się, jak postąpiłby w danej sytuacji Jezus, oddając się modlitwie, chcąc ostatni raz odsłuchać ulubione kawałki pozwoliłem, by Eldo przypomniał mi jak bardzo kocham swoją ojczyznę; Wu-Tang zdał sprawę z odniesionego 'finałowego' triumfu; K-Os sprawił, że też chciałbym poznać Nathalie Portman; EPMD przypomniał swoją symfonią, jak wiele razy obejrzałem drugi and1-owski mixtape; Nas dał do myślenia z kim i dlaczego akurat z mamą chciałbym odbyć ostatni taniec; Blue i Exile pokazali jak wygląda dobre życie; a Rihanna pytała się jak naprawdę ma na imię. O córko prezydenta, Katarzyno! To ja z Tobą na Taliba chodzę, zbijam piątki z Masta Ace i ledwo co pamiętam występ Premiera w Planie B, a ty na swojej liście Top100, którą postanowiłem zapełnić sobię mp3 umieszczasz rudą piękność z Barbadosu?

'Uniesie z ziemi ku wyżynom nieba...' - ciągnęły dalej stewardessy i z dwojga złego, chyba lepiej w tę stronę.

Nie było tak dramatycznie, mam dar do koloryzowania. Tak naprawdę podchodząc do lądowania w Dallas obudziłem się, bo ślina zaczęła mi kapać po brodzie na ramię. Lotnisko nieco zmieniło się od kiedy w 1990 roku odwiedzałem je codziennie z Brucem Willisem. Zamieszanie jednak podobne, ludzie nieco inaczej ubrani, a śniegu jakoś tak mniej, niż wtedy, gdy Pułkownik Stewart próbował odbić swego generała. Kompletnie nie zaskoczony sytuacją wydawał się, siedzący w rogu, wcinający swojego footlonga, Skip Bayless. Ha, myślałeś, że w czapeczce i bez partnera z 'First Take' nikt Cię nie pozna, cfaniaczku? Nie poprosiłem o autograf. Nie pokazałem też tego otrzymanego od Simmonsa. Niech Skip nadal myśli, że jest fajny.

O fuck... po kolejnej zmianie bramki wylotowej zauważyłem, że kowboj z Mrągowa znów stoi przede mną. Myślisz, że też przyjechał specjalnie na Finały? A może widział o jeden mecz więcej ode mnie? To ja miałem być tym pierwszym! Człowieku, chociaż zdejmij ten kapelusz, to wybacze ci czarne skarpetki do białych butów... A propos butów - ja zdejmując swoje, już na pokładzie samolotu, dałem gościowi siedzącemu obok jasno do zrozumienia, że koszulkę należało zmienić dwa dni temu. Mam ostatnio ogromne szczęście do śmierdzieli, więc na znak protestu postanowiłem pokazać, że my Polacy nie gęsi i też swój zapach mamy. Szkoda, że po 14 godzinach podróży i spędzeniu całego dnia na lotnisku, już w Miami, w tym samym hostelu co poprzednio do protestu postanowili przyłączyć się wszyscy współlokatorzy pokoju numer 214.

Jak kochać to królewny, jak kraść to miliony, a jak umrzeć to ze smrodu... Ja chcę już na plażę!


0 komentarze: