Brazylia.

2
czwartek, lutego 14, 2013
Przymierzylem buty, skurczyly sie w praniu (he?), musze kupic nowe.
Ten drugi co zawsze ze mna jezdzi nic nie musi.
'Musi to na Rusi... a, ze w Polsce jak na Rusi to tez musi'.
W Anglii, jak nie w Polsce, dlatego...
Ta trzecia, co pojedzie z nami dwoma po raz pierwszy, szukala spodni, nie lezaly na tylku... pojedzie na golasa? :O

Skad to zamieszanie?

Pracowalismy kiedys wszyscy wspolnie w Planie B. Felipe byl szczuply, wysoki, o typowo latynoskiej urodzie. Mogl podobac sie kobietom. Mial niesamowity dar opowiadania ciekawych przygod, fascynujacy charakter i niemal identyczne poczucie humoru. Od razu sie zaprzyjaznilismy. Spedzalismy wspolnie, w czworke, kazda wolna chwile. Jak dzis pamietam dlugi wielkanocny spacer od Little Venice az po Camden Town, kazda upojna noc w londynskim Soho, wieczorne podroze kulinarne do pobliskiego China Town, czy eskapady do Canada Water by zlapac perfekcyjne ujecie znajdujacych sie po drugiej stronie Tamizy drapaczy chmur z tamtejszego centrum biznesu Canary Wharf. Coz to byly za chwile! Odkad Felpie wyjechal do rodzimej Brazylii nic nie bylo takie samo. Przy okazji kazdej rozmowy glosowej na skyp'ie nasz przyjaciel zapraszal nas do siebie. Nie wiedziec czemu zawsze znalezlismy odpowiednia wymowke. A to Azja, a to Afryka, a to bo w Polsce dawno nas nie bylo. Dosc tego! Czas najwyzszy ponownie zespolic wiezi przyjazni i odwiedzic naszego drogiego Felipe w jego rodzinnym Sao Paulo.

Wystarczy. Klamalem. Wymyslilem te historie z nudow. Felipe tak naprawde nie trawilem, uwazajac go za nieroba i zlodzieja. Nigdy nie przyszlo mi na mysl, by spedzic z nim swoj cenny czas wolny, zas na koncu znajomosci powinien sie cieszyc, ze w ogole sie do niego odzywalem.

Bilet byl tani, termin (jak zawsze) nam pasowal to 'se lecim'. Dokladnie 2 marca Roku Panskiego 2013, na 16 dni, najpierw Gatwick do Mediolanu. Tam dluzsza chwila postoju, jakas pizza i gelato w centrum, a nastepnie przez Frankfurt do Sao Paulo. Tam z kolei podobno nic nie ma, wiec co szybciej spadamy zobaczyc jakies wodospady na granicy z Argentyna, co to je wszedzie polecaja, a potem to juz wiadomo... samba, Rio de Janeiro, Jezus, Copa, Coapcabana, football, fawele, piekne latynoski, Anderson Varejao i jakis Salwador... slysze w odDali? Tak, wiem, ze byl Hiszpanem.

Po raz pierwszy wybieramy sie w podroz pod patronatem 'Wiecznego Tulacza', po raz pierwszy wybieramy sie w trojke. Po raz pierwszy sie nieco boje. Nie o Mlodego, bo po tym co przezylismy w Afryce jestem pewien, ze okres klotni azjatyckich mamy juz za soba i teraz na kazdej podrozy moze byc juz tylko lepiej. Martwi mnie ksiezniczka Pusia. Bo choc jest nabardziej ogarnieta zyciowo kobieta jaka znam, to jest to jej pierwsza podroz 'na Jana', bez jakiegokolwiek planu i zarezerwowanych noclegow. Zwazywszy na fakt, ze jest nieco urzedniczka obawiam sie, by nie psula nam zabawy. Decydujacy moze byc pierwszy dzien. Jesli nie zlamia nas dwie przesiadki, dlugi lot i jet lag bedzie gitara. Zreszta i tak bedzie, a tylko od Agnieszki zalezy czy akustyczna, czy elektryczna.

Obawiam sie tez nieco Latynosow. Bylem w Afryce, nie balem sie, bo czarni sa... 'CENZURA' (tutaj dopisz sobie wlasna wersje, a jesli interesuje cie moje zdanie na ten temat napisz maila, bo moj CENZOR nie przepuscil go do druku). Latynosi nie czuja respektu. Nie maja tez hamulcy, a ich 'poludniowy temperament' w polaczeniu z moja nieumiejetnoscia zawierania nowych znajomosci moze dac mieszanke wybuchowa. Skoro spowodowalismy zamieszanie z przyjaznymi Tajami na targu Patpong w Bangkoku, to co moze przydarzyc nam sie w Rio?

Po raz pierwszy postaram sie blogowac 'na zywo'. Nie przepadam za nowinkami technicznymi, na co dzien korzystam ze starego kwadratowego IBM-a, a moj telefon sluzy mi tylko jako telefon, budzik i kalkulator ale... stety/lub nie 'ten drugi' ma nowy wypasiony telefon, a 'ta trzecia' dostala ostatnio na imieniny tableta, co w polaczeniu z wszechobecnym w tropikach Wi-Fi (swoja droga nie wiem jak oni to robia, ale na dowolnej wyspie w Tajlandii kazdy, nawet najtanszy hostel ma lacze z internetem wliczone w cene pobytu, a w Afryce wiekszosc ludzi paraduje po ulicach ze smartfonami z abonamentem obejmujacym darmowy kontakt z siecia... nie zdziwie sie, gdy w Amazonii ktos zechce 'wymienic sie fejsami') pozwoli na biezaco aktualizowac bloga. 'Ten drugi' zajmie sie fotografia (spodziewajcie sie pikantnych zdjec goracych latynosek), 'ta trzecia' nakreci jakis filmik (moze nie byc smieszny), a ja wszystko po swojemu opisze. Bedzie sie dzialo, do uslyszenia/zobaczenia w marcu!


2 komentarze:

  1. Księżniczka Pusia też się boi, ale da radę !! chyba... ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytałam przed snem i całą noc śniła mi się Brazylia, wodospady i moja ukochana Księżniczka Pusia, która wędruje z plecakiem...

    OdpowiedzUsuń