The Finals - Day 7.

1
piątek, czerwca 07, 2013
Wyobraź sobie turkusową wodę Zanzibaru, piasek i plaże Tajlandii, lejący się z nieba żar Afryki i więcej piękniejszych kobiet, niż na brazylijskiej Copacabanie. Nie potrafisz sobie wyobrazić, to sobie zgoogluj. Dorzuć do tego, że wszyscy, choć wyglądają na mieszkańców centralnej, latynoskiej części Ameryki, mówią po angielsku, w sklepie płaci się zielonymi banknotami, na ulicy rozdają darmowe magazyny z arcyciekawym artykułem o Dennisie Rodmanie, a recepcjonista w Twoim hostelu pochodzi z miasta, gdzie wychował się LeBron James i... jesteś w Miami Beach.

Właśnie tak to widzę. Przynajmniej tymi momentami, gdy nie pada. Przypadłością mojego podróżowania jest, że wszędzie, gdzie się nie wybiorę natrafiam na sezon deszczowy. Do tej pory wiązało się to jednak z jednorazowym, gwałtownym oberwaniem chmury na jakieś 30 minut i niezwykle słoneczną pozostałą częścią dnia. W Miami słonecznie było, jak nad ranem pisałem poprzedniego posta, a od kiedy się ogarnąłem i tylko wyszedłem z hostelowego pokoju zaczęło lać tak mocno, że gość pode mną dostał przed chwilą oficjalną wiadomość sms-em od władz stanu Floryda, że w ciągu najbliższych 24 godzin możliwe są powodzie i zaleca się pozostanie w domu. Bajka.

Przynajmniej znalazłem czas, by organizacyjnie dopiąć resztę swojego wyjazdu na ostatni guzik. I tak, spędzając niemal połowę dnia przed laptopem i kombinując na wszystkie możliwe sposoby, udało mi się:

- kupić wejściówkę na niedzielny, drugi mecz Finałów. Sektor 409, rząd 4, miejsce 9, cena $257,05. Znów z pomocą przyszedł Ticketmaster, najwyraźniej ktoś zrezygnował z wcześniej zabukowanych biletów, lub wcześniej nastąpiło przeciążenie serwera i bilet był nie widoczny. Piętro wyżej, niż poprzednio, ale spotkanie wypada w niedziele, zainteresowanie większe, to i cena wyższa.


- zdobyć bilet na trzeci mecz, rozgrywany już w San Antonio po NIŻSZEJ, niż wyjściowa cenie. Za bilet wstępu na przyszłotygodniowy Game 3 zapłaciłem $197,50 podczas, gdy taki sam bilet od początku sprzedaży kosztował 250 'zielonych'. Podejrzewam, że nastąpił błąd w systemie, ale jako, iż wejściówkę na sektor 204, rząd 13, miejsce 20 odkupiłem za pomocą oficjalnej strony odsprzedażowej Ticketmaster i posiadam dowód zakupu oraz mogę wydrukować swój elektroniczny bilet, nie martwię się wogóle.


- ogarnąć powrotny transport z Miami do San Antonio. Zdecydowałem się ponownie skorzystać z usług 'Wielkiego Psa' i za autokar sieci Greyhound zapłaciłem $156,60. Ponownie spędzę 32 godziny w autobusie, z milionem przesiadek, ale jest to najtańsza opcja. Minusem jest, że kompletnie wykończony podróżą wyląduje w Teksasie około godz 15 i będę miał tylko pięc godzin do trzeciego meczu finałowego, ale co to dla gościa, który przepracował kiedyś 102 godziny w jednym tygodniu, prawda? Na powrót z San Antonio, z uwagi na niesprzyjające godziny autobusów i fakt, że trzeba doliczyć dwie godziny różnicy czasowej między Teksasem, a Florydą musiałem zdecydować się na podróż samolotem. Najtańsza opcja, z międzylądowaniem w Dallas i Tampie, zajmująca 10 godzin, kosztowała mnie $304. Ból, ale w pojedynkę nie opłacało się wynająć samochodu, a autokarem bym się nie wyrobił.

- dograć szczegóły ze swoim hostem w San Antonio. Thomas potwierdził, że mogę u niego zostać tak długo jak tylko będę chciał i jestem, jako wielki fan NBA, bardzo mile widziany w jego domu. Słodko, można odchaczyć niepotrzebny wydatek i po raz kolejny poczuć magię couchsurfingu.

- zabukować powrotny bilet z Miami do Nowego Jorku na 21 czerwca. Wyląduję w 'Big Apple' krótko po 22 i będę miał niecałą godzinkę, by się odświeżyć i odebrać z lotniska tą pierwszą, najważniejszą i najlepszą! A później pojedziemy do hotelu i jej włączę, film Spike'a Lee, w którym Denzel gra na trąbce!


1 komentarz: